| | | WIADOMOŚCI MARCA 2024 | |
| | | REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMAREKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA REKLAMA | |
| IGRZYSKA OLIMPIJSKIE
LONDYN 2012
REPREZENTACJA - PROGRAM - OLIMPIJSKIE MEDALE POLAKÓW
FLORET KOBIET - 1/16 finału - 28 lipca - Tabela
Tabela turniejowa mat-fencing >>
Złoty medal w olimpijskim debiucie.
Foto Getty Images
Trudno było wczoraj siąść spokojnie do klawiatury i napisać choćby parę słów na temat występu naszych florecistek. Smutek mieszał się z rozgoryczeniem, a wielkie emocje zgasły jak świeczka na wietrze. Dlatego artykuł publikujemy dopiero nazajutrz, z nieco spokojniejszą głową.
Turniej floretowy zaczął się dla polskich kibiców od walki debiutantki – Martyny Synoradzkiej. Początek był spokojny, po pierwszej rundzie na tablicy wyników widniał remis 5:5, ale już po drugiej Rosjanka Kamilla Gafurcjanowa odskoczyła na cztery trafienia. 11:7 to jeszcze nie koniec świata, ale naszej zawodniczce zabrakło pomysłu na to jak taką stratę odrobić. Ostatecznie przegrała 8:15, zbierając bezcenne, bo pierwsze doświadczenie olimpijskie, które, miejmy nadzieję, zaprocentuje w turnieju drużynowym.
Małgorzata Wojtkowiak, jako się rzekło, zwyciężała z Chinką Chen już dwukrotnie w tym sezonie. Jednak w przykry sposób odczuła na własnej skórze powiedzenie „do trzech razy sztuka”. Polka rozpoczęła walkę bardzo dobrze, od prowadzenia 4:1, ale rywalka jeszcze w pierwszej rundzie zdążyła wyrównać stan pojedynku, a potem kompletnie zdominować naszą florecistkę, zwyciężając 15:8. Była szybsza, bardziej precyzyjna, a do tego po wyjściu na prowadzenie sprawnie kontrolowała przebieg walki. Wojtkowiak zaś zdenerwowana, nie trafiała nawet gdy już wypracowała sobie do tego dobrą sytuację. W decydujących momentach albo brakowało dynamiki albo, pewnie za sprawą nerwów, było jej za dużo.
Osobny akapit wypada poświęcić najmocniejszej nominalnie w naszej ekipie Sylwii Gruchale. Japonka Ikehata to zawodniczka z czołówki światowej, ale na pewno nie ze ścisłej czołówki, a do takiej chcemy zaliczać Polkę. Jednak to ona awansowała do szesnastki, a potem do ćwiercfinału. Nasza reprezentantka walczyła do końca, ale nie walczyła dobrze. Nie czuła należycie odległości, podchodziła zbyt blisko rywalki, która jako mniejsza, lepiej radziła sobie w zwarciu. Z kolei długie natarcia kończyła Gruchała trochę za szybko, w ostatniej rundzie wydawała się być lekko ociężała lub po prostu nerwy wiązały jej nogi. Znamienna była sytuacja, w której (przy stanie 5:7) od razu po komendzie naprzód zawodniczki ruszył do natarcia, a Polka w drugiej fazie ataku ugięła rękę, oddając trafienie praktycznie za darmo. Banalny błąd, który w takiej sytuacji chyba nie powinien się przydarzyć. Co prawda z 5:8 nasza florecistka wyciągnęła jeszcze wynik na 7:8 (nie na 8:9 jak pokazywała tablica z wynikiem – zapewne z winy wolontariusza obsługującego pilot do aparatu szermierczego), ale zabrakło czasu i pomysłu na wyrównanie. W całej walce nie było powtarzalności, przynajmniej w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Łatwo się pisze, ale gdyby więcej było takich akcji jak ta na sekundę przed końcem pierwszej rundy, kiedy Gruchała wyrównała na 2:2... Idealna odległość, idealne tempo, szybkie wyminięcie i nawet końcówka nie musiała być jakaś szczególnie szybka – kwintesencja floretu. Dlaczego tylko raz na dziewięć minut?
Ogólnie występ naszych reprezentantek był zwyczajnie zły. Nie tego się spodziewaliśmy i z całą pewnością nie na to liczyły same zawodniczki. Sylwia Gruchała słusznie w jednym wywiadów zauważyła, że nie raz bywało tak, że po kiepskich zawodach indywidualnych przychodził sukces drużynowy. Jesteśmy całym sercem za i mamy nadzieję, że za słowami pójdą czyny, które naszym florecistkom przyniosą olimpijskie laury, a nam wielką radość i dumę.
Jeżeli chodzi o rozstrzygnięcia na górze, to nastąpiła w końcu wypatrywana przez wszystkich zmiana warty. Elisa di Francisca zdetronizowała Valentinę Vezzali, chociaż nie spotkały się w bezpośredniej walce. Finałową przeciwniczką Włoszki była jednak również jej rodaczka – Arianna Errigo. Trzecie miejsce wyrwała w doliczonej minucie Koreance Nam wspomniana już Vezzali i tym samym po raz szósty w historii szermierczych turniejów olimpijskich doszło do sytuacji kiedy całe podium zostało zajęte przez trzy zawodniczki/trzech zawodników z tego samego kraju. Włoska dominacja trwa i końca jej nie widać.
Marek Malanowski
Ćwierćfinały:
Hyun Hee Nam (Korea Południowa) - Kanae Ikehata (Japonia) 15:6
Elisa Di Francisca (Włochy) - Chieko Sugawara (Japonia) 15:9
Arianna Errigo (Włochy) - Lee Kiefer (USA) 15:10
Valentina Vezzali (Włochy) - Ines Boubakri (Tunezja) 8:7
Półfinały:
Di Francisca - Nam 11:10
Errigo - Vezzali 15:12
O 3 miejsce:
Vezzali - Nam 13:12
Finał:
Di Francisca - Errigo 12:11
Kolejność:
1 Elisa Di Francisca (Włochy)
2 Arianna Errigo (Włochy)
3 Valentina Vezzali (Włochy)
4 Hyun Hee Nam (Korea Południowa)
5 Lee Kiefer (USA)
6 Ines Boubakri (Tunezja)
7 Chieko Sugawara (Japonia)
8 Kanae Ikehata (Japonia)
------------------------
17 Sylwia Gruchała
21 Małgorzata Wojtkowwiak
23 Martyna Synoradzka
Startowało 38 zawodniczek.
Walki Polek:
1/16
Sylwia Gruchała - Kanae Ikehata (Japonia) 7:8
Małgorzata Wojtkowwiak - Jinyan Chen (Chiny) 8:15
Martyna Synoradzka - Kamilla Gafurcjanowa (Rosja) 8:15
|
|
|
|