mi_fe_szelogo
pol_zw_szelogo_cd
WIADOMOŚCI  LIPCA  2024
mi_fe_szelogo_cd
REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA
REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA        REKLAMA

Lata 2008-2021
KLASYFIKACJE
MISTRZOWIE OLIMPIJSCY
POLSCY MEDALIŚCI IO
MISTRZOWIE ŚWIATA
POLSCY MEDALIŚCI MŚ
MISTRZOWIE EUROPY
POLSCY MEDALIŚCI ME
MISTRZOSTWIE POLSKI
KLUBY SZERMIERCZE
AKADEMIA prof. Zbigniewa Czajkowskiego
Jerzy Pawłowski 1932-2005
GWIAZDA WITOLDA WOYDY
ARCHIWUM
LINKI
KONTAKT
BLOGI
KSIĄŻKI i DVD
Lata 2008 - 2018

2024-07-30


Szpadzistki na podium!
Szpadzistki historyczne!



Podium drużyn szpadowych. Po prawej Polki: Alicja Klasik, Martyna Swatowska-Wenglarczyk, Renata Knapik-Miazga, Aleksandra Jarecka. Foto FIE

Tego nie da się opisać językami ludzi i aniołów. Trzeba jednak spróbować. Oglądał pewnie kto żyw, tedy nie będziemy się rozpisywać nad kolejnością wydarzeń, dramaturgią i fatalną wpadką sędziów lub wolontariuszy, ewentualnie ekipy technicznej. No może trochę będziemy, ale skupmy się na najważniejszym – po 16 latach mamy medal olimpijski w szermierce i smakuje on wybornie. Jak chateaubriand z borowikami z patelni, jak tęgi łyk wina po tułaczce na pustyni, jak Tommy Lee-Jones w „Ściganym”. Za to kochamy szermierkę, za to kochamy turnieje drużynowe. Za takie dramaty w trzech aktach i czterech osobach.

Osoba pierwsza to Martyna Swatowska-Wenglarczyk. Miała być naszą „kotwicą” i taką właśnie ją zapamiętamy. Kapitalnie zakończyła mecz z Amerykankami i tym bardziej to się chwali, że początek meczu miała nieszczególny. Każdy kto walczył kiedyś w drużynie, a tym bardziej kto go kończył, wie jaka to sztuka podźwignąć się z kryzysu na przestrzeni dwóch walk. Czapki z głów, kapelusze z głów, maski z głów. Problem z głowy, ćwierćfinał wygrany i to właśnie Martyna w znakomitym stylu postawiła kropkę nad „i”.

Osoba druga to Alicja Klasik. Już przed turniejem było ustalone, że wyjdzie do pierwszego meczu, by później zostać zmieniona przez Aleksandrę Jarecką. Jeden pojedynek wystarczył jednak, żeby dokonać zwrotu. Każda wspaniała historia ma swój początek i tym początkiem było pierwsze trafienie i pierwsza wygrana walka. To Alicja dała sygnał do ataku. To ona powiedziała „A”. Uspokoiła tych najbardziej niespokojnych kibiców, którzy po pierwszej odsłonie meczu z USA zaczęli się mocniej pocić. Jeżeli Swatowska-Wenglarczyk była „kotwicą”, to Klasik okazała się „stępką”, bo właśnie od stępki rozpoczyna się budowę okrętu.

Osoba trzecia to Renata Knapik-Miazga. Gdyby Zenon z Kition nie zapoczątkował w czwartym wieku przed naszą erą stoickiej szkoły filozoficznej, zrobiłaby to na planszach Paryża właśnie Renata. Spokój, opanowanie, równowaga, rozwaga, zimna krew, można by tak wymieniać w nieskończoność, a i tak nie opisałoby się w pełni roli jaką odegrała doświadczona szpadzistka w zdobyciu tego medalu. Zwalniała tempo kiedy było trzeba, przyśpieszała kiedy należało przyśpieszyć. Pani Renata, Pani profesor, Pani szermierka. W całym tym przedsięwzięciu była nam sterem.

Osoba czwarta to Aleksandra Jarecka. To był wielki turniej krakowianki, a ostatnie sekundy finału przejdą do historii polskiego olimpizmu, jako jedne z najbardziej dramatycznych okoliczności medalowych w dziejach. Biada temu kto, mając małe dziecko śpiące w pokoju obok nie mógł krzyczeć z nerwów i radości. Coś takiego zdarza się raz na kilkadziesiąt lat i to właśnie Ola sprawiła, że o szermierce nie mówi się tylko informacyjnie, a ludzie na forach internetowych i mediach społecznościowych przerzucają się filmikami z tego finału. Afera „Pointsgate” postawiła ją w niemożliwej sytuacji. Wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie i na nic nam były przeprosiny sędzi. Czy jeśli tak naprawdę przegrywalibyśmy jednym trafieniem, a na tablicy wyników widniałby remis, to ekipa sędziowska też rzuciłaby dziarskie „przepraszam”? Wybaczcie drodzy Czytelnicy, na chwilę wróciły do mnie uśpione nerwy. Ola zareagowała w najlepszy możliwy sposób. Yiwen Sun wiedziała, że Polka musi zaatakować i miała dwie opcje do wyboru. Mogła uciekać na koniec planszy kontrolując odległość i reagując na to co zrobi nasza zawodniczka, albo próbować zaskoczyć Aleksandrę szybkim wejściem w tempo. Wybrała to drugie, wybierając zgubę swoją i całej swojej drużyny. Bezlitosne przeciw tempo Aleksandry wykonane zostało z mistrzowską szybkością i precyzją. A trafienie decydujące o brązowym medalu, można namalować w stylu ekspresjonistycznym i zatytułować „determinacja” -czysta, spersonifikowana w postaci Oli Jareckiej. Choćby naprzeciwko niej stały w tym momencie Laura Flessel-Colovic czy Timea Nagy, nie powstrzymałyby Polki. Coś wspaniałego. Z braku części okrętu, które znane są ze swojej determinacji, Oli przypada rola jednoosobowej drużyny abordażowej.

Po ostatnim trafieniu Oli nastąpił wybuch wspaniałej radości. Przepełnionej tyloma emocjami, szczerej, szermierczej radości. Mamy brązowy medal olimpijski w szpadzie kobiet! Szesnaste drużynowe trofeum polskiej szermierki w historii olimpijskich startów i ósmy medal brązowy. Pierwszym w kobiecej szpadzie,a jednocześnie trzysetny w historii polskich startów na letnich igrzyskach. Sto lat i trzy dni od rozpoczęcia tej wspaniałej opowieści w roku 1924. W tym samym kraju, w tym samym mieście. Niecałe dwanaście kilometrów od Velodrome de Vincennes, miejsca gdzie został zdobyty pierwszy krążek olimpijski dla Polski. Również drużynowy. Wtedy to kolarze torowi umieścili nasz kraj na olimpijskiej mapie medalowej, a nasze kochane szpadzistki zakończyły trzecią setkę i przypomniały o szermierce kibicom sportowym w całej Polsce.

Brawo Alicja, brawo Renata, brawo Ola i brawo Martyna. Brawo trenerzy: Bartłomiej Język, Radosław Zawrotniak i Artur Fajkis. Brawo dla wszystkich, którzy mieli udział w szkoleniu tych wspaniałych dziewczyn. Wszyscy doprowadziliście do tego, że zyskały one wielką sposobność, z której zrodziła się wielka chwila. Dziękujemy Wam za ten moment puentujący lata ciężkiej pracy i prosimy o następne :) - Wyniki >>

Marek Malanowski

2024-07-29


I tylko trafienia żal


Filippo Macchi, Ka Long Cheung, Nick Itkin. Foto FIE

Jak to było trzeciego dnia? Adrian Wojtkowiak rozpoczął walkę z Cypryjczykiem Tofalidesem bardzo skupiony i nieco spięty, ale wydawało się, że z czasem uda mu się osiągnąć właściwy rytm, a większa wszechstronność techniczna Polaka zapewni mu zwycięstwo. Niestety nasz florecista przyjął chaotyczną gierkę przeciwnika i w tym chaosie posypała się koncepcja na walkę. Olimpijski debiut zakończył się trochę zbyt szybko, ale co poradzić.

Janek Jurkiewicz był bohaterem polskiej kadry szermierczej, a niewiele brakowało, by osiągnął naprawdę znakomity rezultat. Po pokonaniu Algierczyka Heroui, trafił na kolejnego rywala z Afryki, pretendenta do medalu, Egipcjanina Hamzę. Faworyt od początku walki zdobywał sukcesywnie przewagę i wydawało się, że Polak niewiele będzie mieć do powiedzienia, ale nagle zaczął mówić i to z wielkim sensem. Wyrównał, zdobył prowadzenie 10:9 i wtedy uwierzyliśmy, że wszystko stać się może. Hamza pozbierał się jednak, a Janek stracił precyzję i nagle zrobiło się 14:11 dla rywala. Kolejny zryw Polaka i 14:14. Kwintesencja szermierki. Jedna akcja, jedno trafienie. Niestety Polaka zawiodła koncentracja. Egipcjanin wykonał zaplanowaną akcję na 100%, Jurkiewicz się zawahał i nie trafił w kamizelkę przeciwnika. Wielkie brawa za hart ducha i, bądź co bądź życiowy sukces. I tylko żal tego ostatniego trafienia...

Michałowi Siessowi niestety nie wychodziło wczoraj praktycznie nic. Nie był faworytem walki z Aleksandrem Szupeniczem, ale też nie był skazywany na pożarcie. O walce nie da się wiele napisać. Skończyła się szybko, Czechowi wychodziło wszystko, udało mu się rozszyfrować sposób walki Polaka bezbłędnie i wykorzystał to bezlitośnie. Może Michałowi przydałoby się w momencie kryzysu trochę więcej agresji i szaleństwa? Zmiany tempa? Odklejenia się od przeciwnika ? Sprzed monitora, z powtórkami zawsze „łatwo się mówi”, więc zostawmy wnioski samemu Michałowi i trenerowi Radosławowi Glonkowi. Jest jeszcze kilka dni na reset mentalny, a potem przyjdzie czas na turniej drużynowy. Miejsca Polaków: Michał Siess 25, Jan Jurkiewicz 29, Adrian Wojtkowiak 34.

Mistrzem olimpijskim po raz drugi z rzędu został Ka Long Cheung, po finałowym zwycięstwie z Filipe Macchim. Dla Włocha, który od poprzedniego sezonu zaliczył niesamowity progres to wspaniałe osiągnięcie, ale na podium nie uśmiechał się wcale. W finale prowadził 14:12 i, jak sam przyznał w wywiadzie po turnieju, sam jest sobie winien, bo powinien lepiej końcówkę rozegrać, a nie stosować akcje, które sędzia może zinterpretować dwojako. O sędziowaniu na turnieju olimpijskim można by zapewne napisać osobny artykuł, bo stało ono na wyjątkowo niskim poziomie, ale naszym zdaniem Cheung zwyciężył zasłużenie, zaś kontrowersje tworzą głównie sfrustrowani Włosi z trenerem Cerionim na czele. Włoski szkoleniowiec miał już pretensje do sędziego, że ten podszedł do monitora po pierwszej akcji przy stanie 14:14, do czego przecież arbiter jest zobligowany. Brąz przypadł Amerykaninowi Itkinowi, który pokonał Kazukiego Limurę z Japonii. Filigranowy Japończyk walczył w Paryżu przebojowo i to okazało się jego zgubą, bo Itkin wykorzystywał każdą sytuację, żeby jednotempowymi akcjami, rimesami, pozbawić przeciwnika szansy na medal. Wyrachowanie i timing, zwyciężyły z młodzieńczą fantazją i energią. Jeszcze tym razem - Wyniki >>


Sara Balzer, Manon Apithy-Brunet, Olga Charłan. Foto FIE

W finale turnieju szablistek nudy na pudy (pozdrawiamy ;) ). Spotkały się dwie zawodniczki gospodarzy. Zwycięzko wyszła z tej konfrontacji Manon Brunet-Apithy, która pokonała Sarę Balzer. Miło było patrzeć na pierwszy złoty medal w szermierce dla Francuzów, dla Europy w ogóle, ale też na sposób, w jaki cała drużyna i obydwie zawodniczki celebrowały ten wspólny sukces. Brązowy medal wywalczyła w znakomitym stylu Olga Charłan. Zawodniczka, która w pewnym momencie miała w ogóle w tych igrzyskach nie wystartować, od początku turnieju walczyła bardzo intensywnie, cieszyła się jeszcze intensywniej, a kolejne zawodniczki nie miały z nią po prostu szans. Dopiero w półfinale zatrzymała ją Balzer, a w walce o brąz wydawało się, że to samo uczyni Koreanka Choi. Azjatka, która pojedynek ćwierćfinałowy przegrywała już 1:8, by wygrać 15:14, teraz poznała tę historię od drugiej strony. Charłan pokazała wielką konsekwencję i nerwy ze stali, odrabiając sześć trafień straty, by zdobyć swój piąty w ogóle, a trzeci indywidualny medal igrzysk. Znowu brązowy, choć ten na pewno smakował wyjątkowo. Na szósty krążek będzie jeszcze szansa w turnieju drużynowym - Wyniki >>">

2024-07-28


Promyczek nadziei


Lauren Scruggs, Lee Kiefer, Eleanor Harvey. Foto FIE

Drugi dzień zmagań szermierczych przyniósł polskim kibicom kolejne, niemałe emocje i kolejny promyk nadziei na medal olimpijski. Martyna Jelińska albo przeczytała nasz artykuł wstępny i wzięła sobie go do serca, albo po prostu jest dobrą zawodniczką i sama wie co robić. Stawiamy na to drugie :). Walka z Marokanką Zakarani była formalnością, ale od początku widać było, że zawodniczka trenera Włodzimierza Węcławka jest skupiona, dobrze rozgrzana, a doświadczenie z igrzysk w Tokio procentuje niezmąconą pewnością siebie. Szybkie 15:3 i można było się skupić na kolejnym pojedynku z Lee Kiefer. Walka zaczęła się, co tu dużo kryć, fatalnie. Amerykanka prowadziła już 8:1 i dopiero wtedy nasza florecistka obudziła się trochę. Na przerwę po pierwszej rundzie schodziła przy wyniku 4:9. Piszący te słowa powiedział wtedy do siebie (ale na głos): „Dwa trafienia. Dwa trafienia z rzędu wystarczą i może to odkręcić.” Polka zadała ich aż pięć i doprowadziła do remisu. W następnej fazie walki zabrakło troszeczkę konsekwencji i może paru kroków w tył przy działaniach obronnych, a Kiefer odskoczyła na cztery trafienia. Potem do głosu znowu doszła Martyna i wynik na 16 sekund przed końcem drugiej rundy brzmiał 13:12. Niestety w ostatniej akcji tej odsłony pojedynku Jelińska straciła czternaste trafienie, a na początku trzeciej rundy doszło do szybkiej wymiany, wskutek czego to ostatecznie Kiefer cieszyła się z awansu do „szesnastki”. Jej wielka radość i ciężki oddech były najlepszym świadectwem tego, jak wysoko poprzeczkę postawiła jej nasza florecistka. Do sensacji było naprawdę blisko. W dalszych walkach Amerykanka nie miała już takich problemów i obroniła tytuł wywalczony trzy lata temu w Tokio. Hanna Łyczbińska od rana miała pecha. Autobus, którym miała dotrzeć do Grand Palais zepsuł się i nasza zawodniczka nie zdążyła rozgrzać się jak należy przed pierwszą walką, a przecież miała stanąć naprzeciwko utytułowanej Alice Volpi. Dokończenie rozgrzewki już na planszy wyszło Polce całkiem dobrze, gdyż rozpoczęła od prowadzenia 2:0. Straciła je później, ale cały czas trzymała kontakt z rywalką i tak jak przewidywaliśmy, pokazała, że skóry nie zamierza sprzedać tanio. Po pierwszej rundzie przegrywała 5:7, w drugiej też początek miała bardzo dobry, ale ostatecznie uległa jednej z faworytek do olimpijskiego złota 11:15.

Naszą była oczywiście Julia Walczyk-Klimaszczyk. To z nią były związane nasze dzisiejsze oczekiwania. Już w pierwszej walce musiała się zmierzyć z Ysaorą Thibus, a także grande armee francuskich kibiców zgromadzonych na trybunach. Julia nic sobie jednak z tego nie robiła, a przynajmniej nie było po niej tego widać. Wspierana przy planszy przez trenera Pawła Kantorskiego robiła to, co do niej należało. Nawet w tak deprymujących momentach jak utrata prowadzenia 5:2. Nawet gdy rywalka uzyskała trafienie na 8:7 i 12:11 było widać, że Polka ma w tym pojedynku przewagę mentalną i wystarczy, że trochę bardziej się skupi. I tak się stało. Od stanu 11:12 nie trafiała już tylko ona. Pierwsza, bardzo trudna przeszkoda została pokonana. Pojawił się promyczek nadziei na wynik, o którym na głos przesądni kibice nie wspominają. Niestety dosyć szybko został on zasłonięty przez charakterystycznie przygarbioną sylwetkę Eleanor Harvey. Kanadyjce udało się narzucić w walce swoje, dosyć monotonne tempo, a reprezentantka Polski za rzadko doprowadzała do jego zmiany. Dodatkowo miała nie najlepiej ustawiony celownik, bo gdyby chociaż połowa trafień w nieważne pole, była skierowana w kamizelkę... Ale nie ma co gdybać. Fakt jest faktem – Harvey zwyciężyła zasłużenie 15:6 i to ona ostatecznie mogła tego dnia cieszyć się z olimpijskiego medalu. Końcowe miejsca Polek: Julia Walczyk-Klimaszyk 9, Hanna Łyczbińska 30, Martyna Jelińska 31. Podobnie jak Kanadyjka brązową, tak nieoczekiwaną srebrną medalistką została Amerykanka Lauren Scruggs - Wyniki >> My musimy poczekać, ale jeżeli nasze florecistki pokażą w turnieju drużynowym najlepszą jakość, która momentami była widoczna dzisiaj to... Cóż, przesądni kibice na głos o pewnych rzeczach nie wspominają. Promyczek nadziei nie został nam ostatecznie zgaszony.

Sto lat temu w Paryżu kobiety po raz pierwszy walczyły o olimpijskie medale na florety. Pierwszą mistrzynią została Dunka Ellen Osiier. Lee Kiefer jest zatem 24 z kolei.


Yannick Borel, Koki Kano, Mohamed Elsayed. Foto FIE

W turnieju szpadzistów, jak zwykle trochę niespodzianek. Turniejowa jedynka, mistrz świata Węgier Mate Koch pożegnał się z turniejem już po pierwszej walce z Kolumbijczykiem Lugo. Mistrz olimpijski Romain Cannone nie obronił tytułu przed własną publicznością, bo w boju o ćwierćfinał musiał uznać wyższość Kazacha Rusłana Kurbanowa. Wspaniałą passę Egipcjan zapoczątkowaną przez szablistów podtrzymał natomiast Mohamed Elsayed. Czarny koń tych zawodów, walczący w niezwykle dynamiczny i ekspresyjny sposób, osiągnął to, czego nie udało się wywalczyć kolegom z reprezentacji w dniu wczorajszym. W pojedynku o trzecie miejsce pokonał Węgra Andrasfiego 8:7. W wielkim finale publiczność nie zdołała pomóc Yannickowi Borelowi. Koki Kano zwyciężył 15:9 i złoto pojedzie do kraju kwitnącej wiśni - Wyniki >>

Przed stu laty Paryż okazał się szczęśliwy dla Belga Charlesa Delporte'a. Był wówczas już szóstym szpadowym czempionem. Kano jest 29.

Obecne igrzyska to kolejne zawody, w których jak na dłoni widać, że europejska dominacja w szermierce to pieśń przeszłości. Złote medale wywalczyli reprezentanci Hongkongu, Stanów Zjednoczonych Ameryki, Japonii oraz Korei Południowej. Gospodarze przegrali już dwa finały, a Włosi wywalczyli zaledwie jeden medal, a we florecie kobiet żadnego i to już w drugich igrzyskach z rzędu. Zrobiło się naprawdę ciekawie w tej naszej szermierce.

2024-07-27


Najmłodsza najwyżej


Auriane Mallo-Breton, Man Wai Vivian Kong, Eszter Muhari. Foto FIE

Niezbyt długo trwały nadzieje na znaczący występ naszych szpadzistek w turnieju indywidualnym. Dwie pierwsze - Renata Knapik-Miazga i Martyna Swatowska-Wenglarczyk przegrały już swoje inauguracyjne walki. Ta pierwsza uległa zawodniczce gospodarzy Coraline Vitalis 9:15, ta druga nie sprostała Serze Kong (Korea) 11:15. O ile pojedynek krakowianki był bardzo wyrównany do stanu 8:8 i wszystko "rozjechało się" w końcówce, kiedy Polka musiała przyspieszyć, aby nadrobić najpierw jedno, potem dwa i kolejne trafienia straty, o tyle w przypadku Swatowskiej o wszystkim zadecydowały trafienia zyskane przez Koreankę na początku walki. Tej przewagi przeciwniczka naszej szpadzistki nie pozwoliła sobie odebrać. Zupełnie inny przebieg miały starcia Alicji Klasik. Oba, które były jej udziałem - niezwykle emocjonujące. W obu o wszystkim decydowało jedno trafienie. Najpierw rybniczanka wygrała z Włoszką Gulianą Rizzi 12:11. Starając się o awans do ćwierćfinału przegrała z Estonką Nelli Differt 10:11. Szczęście i możliwość dostania się do strefy medalowej zdawały się być naprawdę blisko. Miejsce w najlepszej szesnastce w olimpijskim debiucie trzeba uznać za sukces. Biało-czerwone zajęły ostatecznie następujące miejsca: Alicja Klasik 15, Renata Knapik-Miazga 25, Martyna Swatowska-Wenglarczyk 28. Wierzymy, że turniej drużynowy przyniesie oczekiwane przez nas wieści. Złoto zapewniła sobie reprezentantka Hongkongu Man Wai Vivian Kong. Została ósmą mistrzynią olimpijską w szpadzie kobiet w historii. Srebro zdobyła Francuzka Auriane Mallo-Breton, a brąz Węgierka Eszter Muhari - Wyniki >>


Fares Ferjani, Sanguk Oh, Luigi Samele. Foto FIE

W męskiej szabli doszło do detronizacji wielkiego czempiona Arona Szilagy'ego. Zawód przeżyli jego fani, którzy liczyli na czwarty z rzędu tytuł Węgra. Zamiast tego zobaczyli jego niespodziewaną porażkę już w pierwszej walce z Kanadyjczykiem Faresem Afrą 8:15. Turniej wygrał świetny Koreańczyk Sanguk Oh i został złotym medalistą w szabli numer 31. Srebro dla Tunezyjczyka Faresa Ferajaniego (!), brąz dla Włocha Luigi Samele. W czołowej ósemce dwóch Egipcjan (!) - Wyniki >>

Sto lat temu, podczas paryskich igrzysk w roku 1924, najlepszym szablistą okazał się Węgier Sándor Posta i był wówczas siódmym z kolei czempionem w tym rodzaju broni (a trzecim węgierskim). Kobietom nie śniło się wówczas, że będą walczyły kiedyś na szpady. Pierwszy raz zrobiły to dopiero w Atlancie (1996).

W niedzielę startują florecistki i szpadziści.

2024-07-26

Etez-vous prets? Allez!
Znów nadszedł czas, gdy szermierka wypełza trochę ze swojej niszy i staje na piedestale obok innych, częściej oglądanych przez kibiców sportowych dyscyplin. Cztery lata od ostatnich igrzysk upłynęły bardzo szybko, być może z tego powodu, iż tak naprawdę minęły dopiero trzy. Można więc powiedzieć, że wzrost popularności fechtunku na przestrzeni ostatniego trzylecia zwiększył się o trochę ponad 25%. Całkiem nieźle. W przełożeniu jednak na liczbę wykupionych biletów w arenach szermierczych Paryż na pewno winduje tę liczbę jeszcze wyżej. Miejsc zabrakło już dawno temu i nie ma się czemu dziwić. Wszak rywalizacja będzie się toczyć w kraju barona de Coubertina, wskrzesiciela nowożytnego ruchu olimpijskiego, tam gdzie szczególnie mocno bije serce społeczności szermierczej. Tym bardziej więc cieszymy się, że na paryskich planszach reprezentacja polskich szermierzy będzie tak liczna. Ostatni raz co najmniej dziewięcioro szermierzy na igrzyskach mieliśmy 16 lat temu w Pekinie (dokładnie jedenaścioro) i wtedy również ostatni raz poczuliśmy smak walki o najwyższe laury. Srebro zdobyła wówczas drużyna szpadzistów. Czy to już czas wrócić do dawnej chwały? Kiedyś igrzyska oznaczały niemal pewny medal w szermierce dla Polski, a od 1956 do 2008 tylko jeden raz igrzysk nasze szable, szpady i florety nie pokazały się na podium. Po roku 2008 powroty do domu zdarzały już tylko na tarczy i z pustymi rękami. Podczas każdej kolejnej olimpiady pasjonaci szermierki wierzyli jednak niezachwianie, że zła passa zostanie przerwana „już za cztery lata”. To „za cztery lata” zaczyna się jutro.

W sobotni poranek na planszę wyjdą szpadzistki i chociaż przez ostatnie lata myślimy o nich głównie w kontekście olimpijskiego turnieju drużynowego, to przecież nie należy zapominać, że każda z trzech startujących w turnieju indywidualnych wchodziła w ostatnich latach do ósemki Pucharu Świata, a dwie z nich stawały nawet na jego podium. Wiemy, że mają umiejętności, by ten wynik powtórzyć i wiemy, że szermierka nie jest sportem wymiernym. Istnieje w niej tyle zmiennych, czynników zewnętrznych, wewnętrznych, ludzkich, nieludzkich, odzwierzęcych ( ;) ), pogodowych, klimatycznych, geologicznych, jawnych, ściśle tajnych, że wymienić ich wszystkich nie sposób. Reasumując – i odpowiadając na pytanie „czy któraś z naszych reprezentantek zdobędzie w Paryżu medal?” możemy z całym znawstwem i pewnością odpowiedzieć zdecydowanym „nie mamy pojęcia”.

Martyna Swatowska-Węglarczyk rozpocznie od mocnego uderzenia, bo jej rywalką będzie Koreanka Sera Song, czyli mistrzyni świata sprzed dwóch lat, wicemistrzyni olimpijska w drużynie, ośmiokrotna medalistka turniejów o Puchar Świata, trzykrotna medalistka mistrzostw Azji, obecnie siódma zawodniczka na liście klasyfikacyjnej FIE. Na papierze porównanie wypada na korzyść rywalki, ale drobną przewagę psychologiczną może mieć w tym spotkaniu Martyna, ponieważ to ona wygrała jedyną walkę, jaka odbyła się pomiędzy nimi. Dwa lata temu w Katowicach pojedynek zakończył się zwycięstwem Polki 15:12. Oczywiście dwa lata to dużo czasu, ale raz, że ze Śląska do Paryża jest bliżej niż z Geumsan, a po drugie czasem diabeł tkwi w szczegółach i nigdy nie wiadomo co ostatecznie zadecyduje.

Alicja Klasik to najmłodsza z naszych reprezentantek, zeszłoroczna mistrzyni świata juniorek, ale zebrała już wystarczająco dużo doświadczenia, walcząc z powodzeniem w turniejach seniorskich, że zapewne nie będzie czuła dodatkowej presji. Poza tą olimpijską, ale któż jej nie czuje? Włoszka Giulia Rizzi, która stanie naprzeciw rybniczanki, to w końcu też debiutantka i na pewno lekko mieć nie będzie. Jest piętnaście lat starsza od Polki, ale to właśnie teraz, raczej u schyłku kariery zbudowała życiową formę. Plasuje się na piątym miejscu na światowej liście, a do tego będzie startować na swoich śmieciach, gdyż od czterech lat trenuje we Francji, w Saint-Gratien. Zawsze życzymy jak najlepiej starym wyjadaczom i wyjadaczkom, dla których medal olimpijski może być zwieńczeniem pięknej kariery, ale tym razem wolelibyśmy zobaczyć piękny początek czegoś nowego.

Renata Knapik-Miazga to najbardziej doświadczona i najbardziej utytułowana z Polek, i w ogóle z polskich szermierzy startujących w Paryżu. Może kończący się sezon nie jest najlepszym w jej wykonaniu, ale tylko w porównaniu własnych wyników sprzed kilku lat. W naszym przekonaniu nie ma na turnieju olimpijskiej żadnej przeciwniczki, z którą Renata nie jest w stanie sobie poradzić i mamy nadzieję, że również ona to przekonanie podziela. Odmiennego zdania jest zapewne Coraline Vitalis, która będzie pierwszą przeszkodą Polki na drodze do medalu. Ma za sobą trochę lepszy sezon niż nasza zawodniczka, ale jeszcze nigdy nie wygrała z nią oficjalnej „piętnastki”. Obydwie zawodniczki nie należą z pewnością do szpadzistek bardzo ofensywnych i generalnie lubią rozgrywać walkę na swojej połowie planszy, ale to chyba jednak Polka dysponuje lepszym przyśpieszeniem przy przejściu z obrony do ataku. Czy to pomoże w wypracowaniu, a potem obronieniu przewagi? Na taki scenariusz liczymy.

To już drugie igrzyska z rzędu, na których drużyna szpadzistek wystąpi w roli faworytek do medalu. Trzecie miejsce w rankingu FIE, złoty medal mistrzostw świata, stwarzają pewne zobowiązanie. Trzeba przyznać, że w Tokio nieco pechowo ułożyła się nam drabinka, a ćwierćfinał Polska-Estonia, mógł być równie dobrze meczem o złoty medal. W tym roku Estonek na igrzyskach nie ma, a jako pierwsze zastąpią nam drogę reprezentantki Stanów Zjednocznonych Ameryki. Rywalki z całą pewnością wymagające, ale absolutnie do pokonania i chyba możemy powiedzieć, że to pewne minimum, którego od naszej drużyny oczekujemy. Jedyny mecz w tym sezonie, w którym podopieczne trenera Języka spotkały się z Amerykankami, wygrały 41:36. Turniej turniejowi nierówny, ale taki wynik wzięlibyśmy w ciemno. Nie będziemy gdybać na temat dalszych meczów i czy trafimy na Francuzki, czy na Koreanki. W strefie medalowej wszystko jest możliwe. Trzeba tylko tam się dostać. Skład mamy równy, mocny, a jeśli czwartą do brydża jest tak dobra szpadzistka jak Aleksandra Jarecka, to mówimy na wejściu „Cztery pik!”.

Dzień po indywidualnych zmaganiach szpadzistek kibicować będziemy naszym florecistkom. Jako jedyna w walce o najlepszą 32 będzie musiała zaprezentować się Martyna Jelińska i mamy nadzieję, że walka z Marokanką Zakarani, 240 zawodniczką listy FIE, będzie formalnością. Oczywiście nikogo nie należy lekceważyć, bo już sama obecność tak nisko notowanej rywalki w turnieju olimpijskim wskazuje, że stać ją na występ ponad stan, ale Martyna to już otrzaskana zawodniczka, i z kłopotami, czy bez nich, powinna sobie z pierwszą przeciwniczką poradzić. Drugą będzie Lee Kiefer, czyli przesiadka z „Malucha” do Ferrari. Tym bardziej w walce z Marokanką Martyna powinna wziąć porządny rozpęd i nabrać tempa, bo przespany początek w kolejnym pojedynku z drugą florecistką świata może drogo kosztować.

Hanna Łyczbińska to olimpijka z Rio de Janeiro, gdzie zaliczyła bardzo dobry występ w turnieju indywidualnym, a jej waleczność i determinacja znane są każdemu kto choć trochę kojarzy scenę polskiego floretu. Obydwie te cechy będą jej bardzo potrzebne już od pierwszych sekund zawodów, jako że w 1/16 finału trafiła na Alice Volpi. Dorobek Włoszki mógłby przytłumić każdego. Jedenaście zwycięstw w pucharach świata, dwa tytuły mistrzyni globu, pięć brązowych medali czempionatu Europy. Do tego całkiem niedawno zwycięstwo 15:9 nad Polką na mistrzostwach w Bazylei. Wiemy, że Hankę tylko to zmotywuje i nasza florecistka da z siebie na planszy wszystko, ale o zwycięstwo będzie szalenie trudno. Nie takie jednak rzeczy żeśmy ze szwagrem widzieli, i nie takie filozofom się śniły.

Julia Walczyk-Klimaszczyk ma za sobą znakomity sezon. Startuje w igrzyskach rozstawiona z „piątką”. Będzie jednak musiała się mieć na baczności od samego początku. Nieco pechowo trafiła bowiem w swoim olimpijskim debiucie na Ysaorę Thibus. Co medalistka olimpijska, indywidualna mistrzyni świata, robi tak nisko rozstawiona i zakłóca nam spokój od pierwszej rundy turnieju? Rozpoczęła sezon później niż inne zawodniczki i kilka miesięcy później została oskarżona o stosowanie dopingu. Z tego powodu ominęły ją najwyżej punktowane turnieje w sezonie, ale na szczęście zwyciężyła w walce z majestatem sprawiedliwości, dowodząc, że niedozwolona substancja znalazła się w jej ciele za sprawą życiowego partnera, byłego numeru 1 floretowej listy seniorów, Race'a Imbodena. Wobec niezaprzeczalnych prawideł biologicznych i anatomicznych apelacja została uznana i Thibus wraca do sportu prosto na olimpijskie plansze. Ostatni raz spotkała się z Julią prawie półtora roku temu, w Kairze i wtedy górą była Polka. Prosimy o powtórkę, żebyśmy nie musieli psioczyć na los, pecha i inne fatum.

Miejmy nadzieję, że drużyna prowadzona przez trenera Tomasza Ciepłego, która już w pierwszym sezonie pod jego kierownictwem wywalczyła medal mistrzostw Europy i zakwalifikowała się na igrzyska olimpijskie, rozpocznie turniej drużynowy z wysokim morale po dobrych zawodach indywidualnych. Polki z Japonkami w tym sezonie wygrały, ale nie czyni to z nich zdecydowanych faworytek. Nieznacznych faworytek? A może po prostu faworytek? W każdym razie trzeba będzie przez cały mecz utrzymać maksimum skupienia, bo jeżeli w polskim monolicie pojawi się jakaś rysa, Japonki bez wątpienia mają umiejętności czysto szermiercze oraz mentalne, by wykorzystać ją absolutnie bezlitośnie. Jedno jest pewne – to będzie bardzo emocjonująca rozgrywka. Do dyspozycji trenera jest w turnieju drużynowym Martyna Synoradzka, która do determinacji Łyczbińskiej, finezji Walczyk-Klimaszczyk, oraz siły Jelińskiej, może dodać nieco zamaskowanej flegmatycznymi ruchami dynamiki i wielką dozę doświadczenia w starciach zespołowych. Powiedzielibyśmy, że zjadła na nich zęby, ale kiedy ją ostatnio widzieliśmy, miała wszystkie. I w dodatku bardzo ładne.

Floreciści powracają na igrzyska w pełnym składzie po 24 latach i z całą pewnością są bardzo głodni sukcesu. O medalowy będzie bardzo ciężko, ale nikt nikomu nigdy nie obiecywał, że będzie inaczej. Czwarte miejsce w Sydney, w 2000 roku przyjęliśmy wtedy z rozczarowaniem, a dzisiaj nie mielibyśmy nic przeciwko miejscu w strefie medalowej, nawet jeśli obeszłoby się bez krążka. Oczywiście tak mówimy przed turniejem, ale wiemy, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale zacznijmy ab ovo i po kolei. Danie pierwsze i przystawka zarazem to turniej indywidualny.

Jana Jurkiewicza i Salima Heroui dzieli w rankingu FIE prawie sto miejsc, mamy więc nadzieję, że tak jak w przypadku Martyny Jelińskiej walka 1/32 finału stoczona będzie w pełnej koncentracji, pełnej pewności swoich umiejętności, która przygotuje naszego florecistę do kolejnej rundy, gdzie czekać będzie Mohammed Hamza. Czwarty florecista świata, który w tym sezonie wygrał swój pierwszy turniej seniorski i wydaje się być w życiowej formie. Egipcjanin to równolatek Polaka, a jednak spotkali się oficjalnie tylko dwukrotnie, dwa razy w fazie grupowej. Raz, jeszcze w czasach juniorskich zwyciężył Hamza, a raz, już wśród seniorów Jurkiewicz. To właściwie taka ciekawostka, bo walki do pięciu trafień trudno przedstawiać jako materiał do analizy przed walką pucharową. Jeśli do tej walki dojdzie, to zdecydowanym faworytem będzie Hamza. On to wie, Janek to wie, wszyscy to wiedzą. I może właśnie w tym leży szansa Polaka.

Adrian Wojtkowiak też będzie musiał walczyć o najlepszą 32 turnieju, a jego przeciwnikiem będzie Alex Tofalides. Bardzo energicznie i fizycznie walczący Cypryjczyk pokazał wielokrotnie, że potrafi wygrać z dużo wyżej notowanym rywalem, a między nim a Wojtkowiakiem tych miejsc jest tylko dziesięć. To tyle co nic. Rok temu na Mistrzostwach Świata Tofalides zwyciężył Adriana pewnie, 15:7. Wnioski, które przeciwnik mógł wyciągnąć po tym pojedynku są dosyć ograniczone, natomiast Polak miał bardzo dużo materiału do analizy i miejmy nadzieję, że zrobił to jak należy wtedy i już przed turniejem olimpijskim. To może być bardzo intensywna walka, od pierwszych sekund wymagająca nie tylko koncentracji, ale również gotowości na „zajechanie” się fizyczne, ale najpierw „zajechanie” przeciwnika.

Michał Siess wielokrotnie pokazywał, że stać go na wiele, jeśli głowa jest na karku, kark na tułowiu, a tułów na nogach. Zawsze jednak mieliśmy poczucie, że ten wielki sukces medalowy znajduje się metaforycznie i dosłownie na końcu jego floretu. Jeśli Polak dobrze ustawi celownik i odległość, niech się przeciwnicy martwią co z tym zrobić. W tym sezonie bywało różnie, ale to wciąż najwyżej sklasyfikowany polski florecista na liście FIE. Zwolniony z walki w 1/32 finału, przystąpi do turnieju w kolejnej rundzie, a skrzyżuje z nim żelazo rówieśnik, chyba jeszcze wyższy (nie ręczymy) – Aleksander Szupenicz. Czech to medalista Mistrzostw Europy, medalista olimpijski, który dodatkowo wydaje się mieć na Michała patent. Czy wydaje się mieć, czy rzeczywiście ma, zobaczymy już wkrótce.

Trener Radosław Glonek, podobnie jak jego kolega z kadry żeńskiej, wprowadził drużynę na igrzyska już za pierwszym podejściem. Jest w tym jakaś ironia losu, że tacy znakomici floreciści jak on i Tomasz Ciepły nigdy nie posmakowali olimpijskiej atmosfery jako zawodnicy, a zrobią to praktycznie od razu po przejęciu sterów seniorskich reprezentacji. Niemniej oznacza to tylko, że szkoleniowcy są równie głodni, co zawodnicy, i trzeba z tego korzystać. Drużyna florecistów miała za sobą sezon pełen ciężkich bojów i walki o każdy punkt, by ostatecznie znaleźć się w Paryżu. W ćwierćfinale zmierzą się w Włochami, z którymi nasza ekipa przegrywa regularnie od dłuższego czasu i wydaje się, że tylko szaleniec może mieć nadzieję na zwycięstwo. Szaleńcami są tedy z definicji wszyscy członkowie drużyny i sztabu szkoleniowego, bo nie wierzę, że nie myślą o tym, że właśnie na planszach Paryża w końcu może im się udać. A że wielokrotnie w historii zauważano, że szaleństwo potrafi udzielać się osobom postronnym, to i redakcja mat-fencing dołącza do tego grona, mając pewność, że od morza do Tatr znajdzie się jeszcze kilkuset podobnych nawiedzonych. A Andrzej Rządkowski? Czy to przez swoje wyrachowanie taktyczne, czy intensywność fizyczną, czy po prostu jako joker wyciągnięty z rękawa, niech wraz z kolegami sprawi, że rywalizacja z florecistami Italii zamieni się w szalony mecz. Szermiercze folie a cinq.

Myślę, że każde miejsce w czwórce naszych drużyn i każde miejsce w szesnastce indywidualnie, będzie można uznać za sukces. Odzwyczajeni od medali marzymy o nich, ale chyba nie chcemy już ich zapeszać oficjalnymi i kategorycznymi oczekiwaniami. Niech się dzieje szermierka, jej magia, jej nieprzewidywalność. Niech po prostu pokaże światu, za co ją tak bardzo kochamy. Każda walka o medal niech będzie ucztą dla oczu i balsamem dla duszy. A co do Polaków... 44 lata temu podczas igrzysk olimpijskich w Lake Placid trener amerykańskich hokeistów wygłosił swoją słynną przemowę, która zagrzała jego zawodników do pokonania drużyny Związku Radzieckiego, co doprowadziło później do zdobycia sensacyjnego, złotego medalu. Powiedział wtedy: „Wielkie chwile zrodzone są z wielkich sposobności. I to właśnie macie tutaj chłopaki. Na to sobie zapracowaliście.(...) Dzisiaj jesteście najlepszą drużyną na świecie. Do tego zostaliście stworzeni. Tu mieliście być tej nocy. To jest wasz czas. Wyjdźcie tam i weźcie to, co wasze.”

Panie i Panowie, wielkie chwile zrodzone są z wielkich sposobności. Nie każda sposobność w życiu jest wykorzystywana, ale każda jest okazją do tego, żeby osiągnąć mistrzostwo. Gotowi? Naprzód :)

Marek Malanowski

IGRZYSKA OLIMPIJSKIE 2008-2016
MISTRZOSTWA ŚWIATA 2003-2014
MISTRZOSTWA ŚWIATA U17 i U20 2003-2012
MISTRZOSTWA EUROPY 2003-2015
MISTRZOSTWA EUROPY U23 2008-2014
MISTRZOSTWA EUROPY U17 i U20 2003-2012
MISTRZOSTWA EUROPY U17 2007-2011
MISTRZOSTWA POLSKI 2004-2012
MISTRZOSTWA POLSKI U23 2009-2012
MISTRZOSTWA POLSKI U20 2004-2012
MISTRZOSTWA POLSKI U17 OOM 2004-2012
MISTRZOSTWA POLSKI U15 OOM 2003-2008
MISTRZOSTWA POLSKI U14 2011-2012
UNIWERSJADY 2009, 2011, 2013, 2015
Angielski     Francuski     Niemiecki     Polski     Rosyjski     Włoski